Ostatni raz o ratowniku medycznym pędzącym na motocyklu ulicami Bydgoszczy do pacjenta w stanie nagłego zagrożenia pisałem przeszło 2 lata temu. Nasze miasto rozrasta się i nieprzerwanie ewoluuje. Wszystko wokół się zmienia. Bezlitosne statystyki ukazują zwiększającą się potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa. W dynamicznym mieście i okolicach bogatych w sieć szybkich dróg potrzebne jest pogotowie ratunkowe, które nadąża za zagrożeniami. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy wymienia stare ambulanse na nowoczesne pojazdy, wdrażane zostają nowe zespoły wyjazdowe. Postęp sięgnął także ratownictwa motocyklowego, które przestaje być egzotyczne, a staje się nieodłącznym elementem lokalnego systemu PRM. Jak się zmieniło na przestrzeni ostatniego czasu najlepiej wie architekt tego projektu- ratownik medyczny Szymon Katafias, z którym ponownie rozmawiałem.
Maciej Romaniuk: W Bydgoszczy zaczynałeś jako pierwszy dyżurować na motocyklu, razem ze Zbyszkiem Ambrosiewiczem. Jak dziś wygląda Wasz zespół?
Szymon Katafias: W związku z podpisaniem w 2017 roku kontraktu z NFZ, który obliguje nas do dyżurowania codziennie, w okresie od 1.06 do ostatniego dnia września w godzinach 7.00-19.00 konieczne było poszerzenie składu naszego zespołu. Ogłoszony został konkurs ofert na stanowisko ratownika medycznego – kierowcy motocykla ratunkowego, w wyniku którego do naszej dwójki dołączyło 4 świetnych ratowników medycznych, będących jednocześnie doświadczonymi motocyklistami. Są to Maciej Fidos, Maciej Michalski, Wojtek Skrzyński i Przemek Olszewski. Jak się szybko okazało tworzymy razem naprawdę zgrany zespół.
MR: Nowy motocykl BMW jest już z Wami od ponad miesiąca. Jeździłeś w swoim życiu różnymi jednośladami. Co powiesz o tym?
SK: W bieżącym roku Dyrektor WSPR podjął decyzję o konieczności zakupu na potrzeby naszej stacji nowego motocykla ratunkowego. Po długich poszukiwaniach i rozpoznaniu rynku zadecydowano o zakupie motocykla BMW S1000XR. Głównym argumentem przemawiającym za zakupem drugiego pojazdu była konieczność posiadania rezerwowego motocykla na wypadek awarii lub uszkodzenia dyżurującej maszyny. Kontrakt z NFZ obliguje nas do świadczenia określonych usług i pozostawania w gotowości. Awaria motocykla mogłaby doprowadzić do sytuacji, w której nie bylibyśmy w stanie wywiązać się z postanowień porozumienia. Drugim argumentem przemawiającym za zakupem była chęć poprawy bezpieczeństwa pracy.
Suzuki DL1000, którym do tej pory jeździliśmy na wezwania jest maszyną z 2002r. Nadal jest on w świetnym stanie technicznym, jednakże przy obecnym tempie rozwoju motoryzacji zostaje on daleko w tyle za nowoczesnymi konstrukcjami. Przede wszystkim producenci kładą duży nacisk na bezpieczeństwo, które dla nas jest kluczową sprawą. Nasze nowe BMW wyposażone jest w liczne elektroniczne systemy poprawiające bezpieczeństwo jazdy. Mamy miedzy innymi system ABS, kontrolę trakcji, zmienne tryby jazdy dopasowujące charakterystykę silnika i zawieszenia do warunków panujących na drodze i wiele innych przydatnych rozwiązań wspomagających nas w czasie, bądź co bądź, dynamicznej jazdy. Nasze „stare” Suzuki nie posiada żadnych tego typu rozwiązań, w związku z czym byliśmy zdani tylko i wyłącznie na nasze umiejętności.
Warto też wspomnieć, że nowy motoambulans ma 165 koni mechanicznych, czyli o 65 więcej niż jego poprzednik, dzięki czemu porusza się jeszcze sprawniej, jednocześnie zużywając mniej paliwa.
MR: Jaką rolę dziś pełni starsze Suzuki?
SK: Tak jak wspomniałem wcześniej zakup nowego motocykla wcale nie oznacza, że nasz pierwszy motoambulans przechodzi na emeryturę. Pełni on funkcję maszyny zastępczej na wypadek awarii lub uszkodzenia BMW, ale wykorzystywany jest także do zabezpieczania imprez masowych i wszelakich pokazów. Motocykle ratunkowe nadal są rzadkością, w związku z czym budzą spore zainteresowanie.
MR: Poprzedni motocykl sami przygotowaliście, wprowadziliście odpowiednie modyfikacje. W przypadku nowej maszyny było inaczej?
SK: Tak. Przed zakupem przygotowaliśmy specyfikację, która była stworzona na podstawie doświadczeń z dwóch poprzednich sezonów. Wiedzieliśmy już co się sprawdziło, a jakie rozwiązania wymagają modyfikacji. Dzięki temu udało się zaprojektować motocykl idealnie odpowiadający naszym potrzebom. Gotowy dokument szczegółowo precyzujący nasze oczekiwania został przesłany kilku producentom motocykli w formie zapytania ofertowego. Wyzwanie podjęło BMW, które bardzo dobrze wywiązało się z powierzonego im zadania.
MR: W przeciągu ostatnich dwóch lat zmienił się sprzęt z którego korzystacie?
SK: Właściwie nie. Od samego początku wiedzieliśmy jaki sprzęt będzie niezbędny do udzielania medycznych czynności ratunkowych i bazujemy na nim niemalże od samego początku funkcjonowania projektu MRM. Jedyną zmianą jest zastąpienie defibrylatora AED genialnym urządzeniem Corpuls1, które użytkujemy dzięki uprzejmości firmy MedLine. Ten kompaktowy, niezwykle lekki i poręczny defibrylator manualny jest niemalże idealny do pracy na motocyklu ratunkowym. Zyskaliśmy dzięki niemu możliwość elektrostymulacji, kardiowersji, szerszego monitorowania pacjenta, w tym podgląd na zapis EKG z odprowadzeń kończynowych. To bardzo przydatne urządzenie.
MR: W trakcie wdrażania motoambulansu w WSPR założyliście sobie pewne cele. Zostały osiągnięte?
SK: Wydaje mi się, że tak. Głównym założeniem było skrócenia czasu dotarcia do osoby znajdującej się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego i ten punkt naszego planu działania zrealizowaliśmy w 100%. Analizując dane z ubiegłego sezonu okazało się, że średni czas oczekiwania na pomoc w przypadku zadysponowania motoambulansu nie przekracza 5-minut. Wydaje mi się, że to świetny wynik. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić czy nasze działania wpływają na odciążenie tradycyjnych ZRM, co też było naszym celem. W ciągu ubiegłego sezonu wyjeżdżaliśmy ok. 250 razy. Na półmetku bieżącego mamy już 170 interwencji. średnio 1/3 z nich wymaga przewiezienia pacjenta do szpitala, jednakże nadal daje to kilkadziesiąt zleceń mniej dla zespołów w ambulansach.
MR: Dwa lata temu mówiłeś, że motoambulans w polskim prawie nie istnieje. Brakowało przepisów określających warunki przystosowania, wyposażenia i oznakowania. Jak to wygląda dziś?
SK: Niestety formalnie nic się nie zmieniło. Motocykle ratunkowe figurują jako jednostki systemu PRM, ale tylko w projekcie ustawy, na której wejście w życie prawdopodobnie będziemy musieli jeszcze trochę zaczekać. Jak długo? Tego nie wie nikt. Na dzień dzisiejszy motocykle ratunkowe w całym kraju są wpisywane do systemu jako część tradycyjnego zespołu P lub S, dzięki czemu możliwe jest uzyskanie finansowania ze środków publicznych.
MR: Poprzedni motoambulans był finansowany przez sponsorów. Skąd dziś pozyskujecie środki?
SK: Początkowo motoambulans był finansowany z budżetu Polskiego Towarzystwa Ratunkowego zasilanego przez sponsorów. Jako że PTR wpisane jest do rejestru jednostek współpracujących z systemem PRM funkcjonowanie motocykla ratunkowego było oparte na współpracy pomiędzy WSPR a Polskim Towarzystwem Ratunkowym. Sytuacja zmieniła się w 2017r., kiedy podpisaliśmy umowę z NFZ, a motocykl został wpisany do wojewódzkiego planu zabezpieczenia medycznych działań ratowniczych. Dziś motocykl w 100% finansowany jest z budżetu tak jak inne jednostki Systemu. Między innymi dzięki temu możliwy był zakup nowego pojazdu.
MR: Bydgoszczanie oswoili się z obecnością motoambulansu na drodze?
SK: Wydaje mi się, że tak. Przyjazd ratownika medycznego na motocyklu nie jest już takim zaskoczeniem. Myślę, że jest to efektem licznych publikacji na temat funkcjonowania jeszcze jednostki. Z pewnością nie bez znaczenia jest także nasza obecność w mediach społecznościowych. Zdjęcia i nagrania z naszej codziennej pracy docierają do tysięcy osób z niewyobrażalną prędkością. Odnieśliśmy też wrażenie, że kierowcy również zachowują się bardziej przewidywalnie niż w latach ubiegłych. A może to zasługa głośniejszych syren? Tak czy inaczej wydaję mi się, że Bydgoszczanie nie są już zaskoczeni widząc pędzący motocykl ratunkowy.
MR: Prężnie udzielacie się na Facebooku publikując posty ze zdarzeń i filmiki. Ludzie często wyrażają swój szacunek i podziw, ale są też niepochlebne komentarze dotyczące sensu przedsięwzięcia. Jakbyś się do tego odniósł?
SK: Jak wspomniałem wcześniej, media społecznościowe mają wielką moc. Docieramy dzięki nim do olbrzymiej ilości osób, co bezpośrednio przekłada się na nasze bezpieczeństwo na drodze, ale także trafia do wielu życzliwych osób, które w taki czy inny sposób wspomagają naszą działalność. Faktem jest, że staramy się regularnie udostępniać nagrania z naszych przejazdów, ale wbrew pozorom nie robimy tego dla setek „lajków”, tylko by pokazać jak wygląda praca ratownika-motocyklisty z naszej perspektywy, z jakimi problemami spotykamy się na drodze. Mam nadzieję, że dzięki tym krótkim spotom kierowcy będą zachowywali się w sposób bardziej przewidywalny, tym samym bezpieczniejszy dla nas. Każde tego typu nagranie jest też powodem do dyskusji i pojawiania się licznych komentarzy. Większość z nich jest głosem uznania dla naszej pracy, ale zdarzają się także osoby poddające pod wątpliwość sens całego przedsięwzięcia. Dwa główne zarzuty to zasadność utrzymywania motocykli ratunkowych dla skrócenia czasu dojazdu o kilka minut, a także sens podejmowania tak dużego ryzyka dla ratowania obcego człowieka. Powyższe wątpliwości skłoniły mnie do opublikowania na naszej stronie obszernego komentarza do powyższych zastrzeżeń internautów. Poruszyłem w nim kwestię wpływu czasu na stan pacjenta, względności czasu w sytuacjach kryzysowych, kiedy to każda minuta dla poszkodowanego i świadków zdaje się trwać godziny. Odniosłem się także do stopnia podejmowanego ryzyka, należy bowiem pamiętać, że każdy ratownik medyczny decydując się na pracę w zawodzie godzi się ryzykować swoim życiem i zdrowiem dla ratowania ludzkiego życia, bez względu na to czy pracuje w ZRM, SOR, czy jakimkolwiek innym miejscu, w którym podejmuje medyczne czynności ratunkowe. Każdy z nas codziennie ryzykuje jeżdżąc ciężkim ambulansem w intensywnym ruchu miejskim, latając śmigłowcem lub walcząc z pijanym pacjentem w oddziale ratunkowym. Grożą nam wypadki komunikacyjne, agresja pacjentów i świadków zdarzenia, choroby zakaźne, a mimo to każdy z nas bez wahania wykonuje swoją pracę najlepiej jak tylko potrafi. Dla zachowania zdrowia psychicznego nie myślimy o tym każdego dnia, ale mimo wszystko trzeba być tego ryzyka świadomym. Oczywiście jazda na motocyklu wiąże się ze zwiększonym ryzykiem, ale każdy członek naszego zespołu jest tego świadomy. Większość z nas ma rodzinę, dzieci, plany na przyszłość. To dobry hamulec, kiedy zaczyna ponosić fantazja.
MR: Cały czas motocyklowe ratownictwo medyczne w Bydgoszczy się rozwija. Macie kolejny cel, plany na przyszły sezon?
SK: Cały czas mamy nadzieję, że uda nam się wpłynąć na kształt przyszłych przepisów regulujących funkcjonowanie motocyklowych zespołów ratownictwa medycznego. Paradoksalnie jestem przeciwnikiem wpisywania w Ustawie o PRM jednostek systemu o nazwie „motocykl ratunkowy”. Jest ono zbyt precyzyjne, a tym samym uniemożliwia stosowanie w przyszłości innych pojazdów ratunkowych, dlatego osobiście uważam, że należy wprowadzić pojęcie bardziej ogóle, jak „inne pojazdy ratownicze” lub „jednostki szybkiego reagowania” itp. Ostatnio dość często mówi się o systemie randez vous, czyli systemie polegającym na spotkaniu zespołu P z lekarzem dojeżdżającym na miejsce zdarzenia innym pojazdem. Będzie to wymuszało kolejną zmianę ustawy dopuszczającą stosowanie w Systemie np. samochodów osobowych, a jak wiadomo proces legislacyjny potrafi trwać bardzo długo. Tu też pojawia się mój osobisty nowy cel, choć póki co dość mglisty. Chciałbym stworzyć przy WSPR jednostki na wzór brytyjskich „first responders”, czyli jednoosobowych zespołów w samochodach osobowych działających na zasadach podobnych do naszego motocykla, ale bez jego ograniczeń, czyli np. sezonowości i wrażliwości na warunki atmosferyczne. Czy uda się to zrealizować? Czas pokaże.
MR: Dziękuję za rozmowę. Od siebie i od czytelników bloga życzę Wam szerokości i samych bezpiecznych akcji.
SK: Dzięki.
Brak komentarzy