W ostatnich latach Pogotowie Ratunkowe przeszło szereg zmian strukturalnych i prawnych, jednakże w gąszczu tych rewolucyjnych na polskim gruncie reform zapomniano o najważniejszym elemencie – pacjencie. Przeciętny obywatel nie wie co oznaczają litery „P” i „S” na boku ambulansu, a tytuł ratownika medycznego kojarzy się przede wszystkim z plażą i pomarańczową koszulką.
Częstym problemem spotykanym w czasie pracy podstawowego zespołu ratownictwa medycznego jest niepewność pacjentów wynikająca z braku informacji o kompetencjach i uprawnieniach ratownika medycznego.
Biorąc pod uwagę, że od dziesiątek lat osobą udzielającą pomocy doraźnej na miejscu zdarzenia był lekarz pogotowia ratunkowego, oczywistą rzeczą jest lęk pacjenta i jego rodziny w sytuacjach, gdy pomocy udziela osoba nie posiadająca takiego tytułu. Mimo kilkuletniego figurowania ratownika medycznego wśród zawodów medycznych, społeczeństwo ma znaczny deficyt wiedzy na temat tego, kto i na jakich zasadach może taki tytuł otrzymać. Czy jest to lekarz specjalista, czy może sanitariusz, który skończył kilkugodzinny kurs sygnowany przez jedną z instytucji pożytku publicznego. Obserwując poszkodowanych i bliskie im osoby w trakcie wizyty zespołu podstawowego, łatwo można zauważyć zaniepokojenie i pewną nieufność pojawiające się po informacji, że w składzie zespołu nie ma lekarza. Oczywistą rzeczą jest, że człowiek chory oczekuje od zespołu ratownictwa medycznego najwyższego profesjonalizmu i fachowej wiedzy, a w sytuacji gdy pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości co do kompetencji osób udzielających pomocy, zdenerwowanie będące następstwem samego urazu lub zachorowania jest potęgowane.
Problemem powodującym zakłopotanie pacjenta jest także sposób, w jaki należy się zwracać do ratownika medycznego. Ze względu na to, że tradycyjnie osobą udzielającą pomocy był lekarz, stąd najczęściej w trakcie rozmowy poszkodowany zwraca się do ratownika słowami: „Panie doktorze”. Sytuacja taka stawia także w niezręcznej sytuacji personel zespołu „P”. Ratownik powinien poinformować swojego pacjenta o fakcie, że nie ma do czynienia z lekarzem, jednakże nie zawsze jest to tak proste.
Jak już wspomniałem, informacja o wykształceniu kierownika zespołu niejednokrotnie wyzwala negatywne emocje i staje się dodatkowym obciążeniem dla poszkodowanego. W sytuacjach kiedy pacjent jest bardzo przejęty sytuacją, która zmusiła go do skorzystania z pomocy zespołu ratownictwa medycznego, ratownik często zataja informację o swoim tytule zawodowym, pozostając „Panem doktorem”. Powodów tych niedomówień jest wiele. Czasem to zwykłe lenistwo, innym razem brak czasu na długie wywody o toku nauczania i uprawnieniach, które niejednokrotnie są podsumowywane przez pacjenta słowami: “Rozumiem, Panie doktorze”.
Pojawia się w tym momencie pewien dylemat, poniekąd natury etycznej. Czy za każdym razem informować pacjenta o wykształceniu, czy w pewnych sytuacjach zataić szczegóły swojego tytułu, aby nie generować niekorzystnych emocji? Oczywiste jest, że pacjent ma prawo do rzetelnej i pełnej informacji na temat stanu swojego zdrowia, wykonywanych procedur medycznych, ale także i personelu udzielającego pomocy.
Osobiście uważam, że każda sytuacja musi być rozpatrywana indywidualnie. Z pewnością niedopuszczalne jest podszywanie się pod lekarza, jednakże długie wywody o ratownictwie medycznym w czasie badania pacjenta często przynoszą więcej szkód niż pożytku. W związku z powyższym pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.
Wiedza społeczeństwa na temat zmian jakie miały miejsce w pogotowiu ratunkowym jest bardzo zróżnicowana i zależna od wielu czynników. Obserwując moich pacjentów zauważyłem, że najlepiej poinformowane o działaniu systemu są dzieci, osoby młode (do ok. 30 roku życia) i, wbrew pozorom, osoby w podeszłym wieku. Przykre jest jednak to, że jako źródło wiedzy osoby te zazwyczaj wskazują seriale telewizyjne, które w mojej ocenie przedstawiają ratowników medycznych w dość niekorzystnym świetle. Zamiast prezentowania nas jako wykwalifikowanych profesjonalistów, tworzą one wizerunek niesamodzielnych lekkoduchów o “gorących głowach”.
Problem dla społeczeństwa stanowi także umieszczenie ratownika medycznego w hierarchii zawodów medycznych. Umiejscowienie na medycznej drabinie uzależnione jest głównie od tego, kto takiej hierarchizacji dokonuje. Są osoby widzące ratownika medycznego tuż za lub nawet obok lekarza, ale spotyka się także głosy widzące nasz zawód w towarzystwie znachora, zielarza i akuszerki. Myślę, że nie bez znaczenia jest tu fakt, iż w minionych latach w skład zespołu wchodził lekarz, sanitariusz i kierowca, czyli pozornie w momencie wycofania z pracy tych pierwszych pozostali jedynie pracownicy bez wykształcenia medycznego. Z tym mylnym wrażeniem należy zdecydowanie walczyć.
W związku z opisanym powyżej ogólnopolskim niedoinformowaniem, szalenie istotnym elementem naszej pracy powinno być budowanie pozytywnego wizerunku ratownika medycznego. Za tworzenie obrazu opanowanego i ze wszech miar profesjonalnego medyka, specjalisty w tej trudnej dziedzinie, odpowiada każdy z nas. Wzorem zachodnich paramedyków powinno się tworzyć wizerunek zawodu prestiżowego cieszącego się najwyższym społecznym szacunkiem. Doskonałym przykładem mogą stać się dla nas nasi koledzy z USA, którzy w oczach społeczeństwa urośli niemalże do rangi bohaterów, a “praca – służba” w EMS stała się zaszczytem. Dzisiejszy obraz polskiego ratownika-sanitariusza kreowany był pojedynczymi nagannymi zachowaniami, które jednakże miały katastrofalny wpływ na cały wizerunek działalności stacji ratownictwa medycznego. Z drugiej zaś strony widoczna jest także wielka ciekawość pacjentów, którą należałoby wykorzystać. Częstym zjawiskiem jest wypytywanie ratowników o charakter ich pracy, kompetencje, a także tryb w jakim uzyskiwali tytuł zawodowy. Można na podstawie takich zachowań postawić tezę, iż pacjenci chcą wiedzieć jak najwięcej o osobach udzielających im pomocy. Powinno to skłonić środowisko związane z ratownictwem medycznym do tworzenia swoistych akcji propagandowych, mających na celu przedstawienie w jak najlepszym świetle naszego stosunkowo młodego zawodu.
Podsumowując moje przemyślenia chciałbym dodać, że żaden plakat, spot czy serial nie zastąpią bezpośredniego kontaktu ratownika z pacjentem, dlatego podstawą jest dbałość każdego z nas o jakość świadczonych usług. Należy pamiętać, że błahe dla nas wezwanie może być olbrzymim stresem dla pacjenta, więc bagatelizowanie, wyśmiewanie go lub głośne komentowanie “śmiesznego powodu wezwania” sprawi, że pacjent nigdy nie powie dobrego słowa o ratownictwie medycznym, a złe wieści szybko się rozchodzą. Myślę, że każdy z nas widzi pewne niedociągnięcia w Systemie. Nadmiar wizyt wykraczających daleko poza ramy definicji stanu nagłego zagrożenia zdrowotnego, bezsensowne przepychanki słowne w SOR i niedocenienie ratowników medycznych, jednak uważam, że trzeba postępować zgodnie z pewną złotą zasadą: “Chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie”. Uprzejmy i cierpliwy ratownik medyczny umiejący znaleźć kompromis między empatią a chłodnym profesjonalizmem będzie najlepszym możliwym fundamentem pod budowę opinii o bohaterze – ratowniku medycznym.
3 komentarze
Ma Pan rację Panie Doktorze!
W większości się z Panem zgodzę.Szkoda tylko że w pogotowiu nadal pracują osoby które nadal więcej mają z noszowego niż z ratownika medycznego. Niestety pacjenci po zetknięciu z takim ratownikiem dla którego adrenalina i atropina to jeden wuj,puszczają w świat opinię o całej grupie zawodowej, a nie tylko o tym jednym.
Wszystko się zgadza. Więcej empatii koledzy i koleżanki ratownicy. Wszystkim wyjdzie to na dobre. Każdego można potraktować z uśmiechem na twarzy.Mam taką refleksję po ukończeniu studiów na kierunku ratownictwo medyczne. Przydałoby się więcej ”lekarskiego” podejścia do pacjenta, zbadania człowieka tak po prostu. Bo nagle okazuje się , że po wyjściu z uczelni w prawdziwym świecie autobusy pełne ludzi nie roztrzaskują się o drzewa co 10 min, samoloty nie spadają z nieba , a urazowe amputacje co 30 sekund. A widać to, jak nie wiem co, po minach personelu 😉 ” Znooooooowu sr….ka rzy…czka ” 😉